Pracowite wakacje

 





W Zambii rok szkolny dzieli się na trzy semestry, każdy trwa trzy miesiące i następuje po nim miesięczna przerwa. Pierwszy semestr rozpoczyna się w styczniu, w grudniu zakończyliśmy trzeci, ostatni i jesteśmy obecnie w okresie wakacji. Na zakończenie roku uczniowie zdawali egzaminy z wszystkich przedmiotów. Jeszcze nie wiemy, czy wszyscy z naszych wychowanków zdali do następnej klasy. Dla chłopców grudzień to bardzo pracowity czas. Rozpoczęła się pora deszczowa, co oznacza, że jest to czas na prace w polu i ogrodzie. Deszcz jest tutaj błogosławieństwem. Wszystko się zazielenia.

Salezjanie są w posiadaniu dużego, kilkuhektarowego terenu w sąsiedztwie istniejącej już placówki. Oprócz planowanego kolejnego domu, spora cześć terenu została przeznaczona pod uprawy. Ziemia jest tu żyzna, a chłopców do utrzymania i wyżywienia coraz więcej.

Mimo, że nie ma zajęć w szkole, pobudka jest o  stałej porze. Dla chłopców to 5 rano.  Zaraz po mszy i śniadaniu zaczynają pracę. Na wspomnianym terenie uprawiają ziemię. Zabierają ze sobą motyki. Przekopują i równają ziemię pod zasiew. Wszystko robią ręcznie. Cały teren dzielą na kilka mniejszych poletek. Zmieniają się przy motykach, jedna osoba kopie, druga robi specjalne linie i wgłębienia w ziemi na nasiona, kolejna je sadzi, a ostatnia przysypuje. Na przygotowanym polu sadzimy nasiona soi, kukurydzy i orzeszki ziemne. Chłopcy pracują tak do obiadu. Wiedzą, że dzięki temu będą mieli co jeść za parę miesięcy. Od pewnego czasu mniej jest bójek między nimi, jest jakby spokojniej. Nie mają już na to sił? Być może. W końcu to ciężka fizyczna praca. Czasem im towarzyszę, przeważnie sadzę wtedy nasiona. Gdy wracamy zbieramy mango z okolicznych drzew.



























    Mango. Tak, to już ten czas, kiedy zaczyna dojrzewać. Na naszym terenie rośnie wiele drzew mango. Jest to tutaj tak powszechny owoc jak w Polce jabłka. Na zewnątrz zielone, w środku obłędnie pomarańczowe, soczyste i po prostu pyszne. Bez wątpienia zapach tego owocu będzie jednym z mocniejszych wspomnień z pobytu tutaj. Oprócz słodyczy ma w sobie coś ostrego i jakby pikantnego. Jest go na tyle dużo, że zaczęłyśmy z Moniką je przerabiać. Z jeszcze zielonego robiłyśmy chipsy mango w cukrze, a z już dojrzałego dżem. Chłopaki jak tylko wiedzą, że może być jakaś słodycz na kolację to chętnie pomagają w obieraniu. Jest przy tym więcej zabawy niż ostatecznie obranych owoców, ale uwielbiam te wspólne momenty. Puszczam im muzykę, niektórzy tańczą, mamy sporo radości przy wspólnej pracy.


                                                                                    




    Ja swój dzień zaczynam jeszcze o zmroku. Jak tylko nie pada i mam wystarczająco sił to o 5:27, gdy wstaje słońce już kończę półgodzinny jogging. Nawet, gdy jestem zmęczona i najchętniej pospałabym jeszcze w ciepłym łóżku to dla tych wschodów słońca warto wstać. Ranki to jedyny czas, kiedy mam trochę czasu dla siebie. Mogę pobiegać, jest jeszcze chłodno, cicho, chłopcy śpią, jestem sama ze swoimi myślami, mijam tylko stróża, który przed piątą otwiera bramę placówki. Jest ciemno, więc biegam z czołówką, z porą deszczową pojawiły się węże.




    Pomiędzy dżemem z mango, a sadzeniem soi przyszedł czas na kwiaty. Ziemia dzięki deszczom nie jest już tak sucha i twarda. Pielę, przesadzam, sadzę nowe kwiaty. Jakże to odmienne od moich codziennych obowiązków w Polsce. Jakże proste i przyjemne. Inna praca i inne zmęczenie. Ból w krzyżu od schylania, brud za paznokciami od grzebania w ziemi, spalony od słońca kark, ręce pocięte od krojenia mango. Wystarczy mi popołudniami popatrzeć na chłopaków biegających za piłką by to zmęczenie w jednej chwili minęło. Wystarczy popatrzeć jak tańczą by wszelki gniew i irytacja uleciały. Jutro możemy zaczynać od nowa.






Komentarze

Popularne posty